Dodano: 2018-03-12, Kto zabił Rauera? - czyli nic nie jest proste…

Kębłowo 

Gorsi od komunistów, są tylko... "zawodowi antykomuniści", czyli IPN znów miesza z jedną z ulic w Kębłowie...

Kto zabił Rauera? - czyli nic nie jest proste…

Ulica Józefa Rauera w Kębłowie, powiat wolsztyński, wkrótce zmieni swoją nazwę. Według IPN- u obecny patron podlega tzw. ustawie „dekomunizacyjnej”. W specjalnym oświadczeniu dotyczącym byłego członka ORMO czytamy „zginął na posterunku Kębłowo, pow. Wolsztyn, 29 czerwca 1946 r podczas działań mających na celu zwalczanie wystąpień antykomunistycznych podczas referendum ludowego”, zaś osoby odpowiedzialne za jego śmierć, IPN określa jako „jeden z antykomunistycznych oddziałów niepodległościowych działający na tych terenach, dowodzony przez Jana Skibę”. Dla historyków z tej instytucji wszystko jest proste. Oto „zły” Józef Rauer, najpewniej „komunista”, ginie z rąk „dobrego” podziemia, zapewne złożonego z „samych bohaterów”. Ale 29 czerwca 1946 r nic tak oczywiste już nie było…

Rozłam w „AK - Rycerz”…

W nocy z 28 na 29 czerwca 1946 r służbę w gromadzie Kębłowo pełniło dwóch funkcjonariuszy ORMO – Józef Rauer i Benon Chełmiński. W czasie patrolu, mniej więcej o godz. 1:30 zauważyli oni czterech ludzi, w ubraniach cywilnych, jadących na rowerach od strony Świętna. W związku z tym, że cała czwórka była nieznana zarówno Rauerowi, jak i Chełmińskiemu, postanowili ich skontrolować. Zatrzymani mężczyźni oświadczyli ORMO- wcom, że wybierają się do Grodziska Wielkopolskiego, ale w związku z tym, że żaden z nich nie posiadał przy sobie dokumentów, zaprowadzono ich na posterunek ORMO w Kębłowie. Tu dowódca patrolu – Józef Rauer kazał Chełmińskiemu zbudzić resztę funkcjonariuszy, sam zaś został z aresztantami…

Noc z 9 na 10 maja 1946 r, Albertowsko. Działający w tutejszych lasach oddział podziemia antykomunistycznego „AK – Rycerz” został dwukrotnie rozbity przez siły „bezpieczeństwa”. Wielu partyzantów zostało zabitych, rannych lub aresztowanych, toteż gdy ponownie zebrali się w Albertowsku, atmosfera była nie tęga. Szybko wytworzyły się dwie frakcje. Jedna skupiona wokół Czesława Lecińskiego „Szefa Czesia” była zwolennikiem kontynuowania oporu, dalej pokładając nadzieję w opozycyjnym PSL, III wojnie światowej i wojskach amerykańskich. Druga – złożona z trzech członków tej grupy – nie widziała już sensu dalszej walki. W niej było aż dwóch przedstawicieli dowództwa organizacji – sierż. Jan Skiba „Strzała” i Henryk M. „Orłowski”. W efekcie sporu wraz z Janem O. „Amerykaninem” opuścili oni szeregi organizacji, zostawiając dowodzenie nad „AK – Rycerz” dotychczasowemu „szefowi” oddziału – Czesławowi Lecińskiemu. Jeszcze tego samego dnia udali się do jednego z gospodarzy w Elżbiecinach, koło Ruchocic, zostawiając w jego stodole umundurowanie oraz karabiny, a zachowując przy sobie broń krótką…

Antykomunistyczny oddział podziemia”?…

Nie zrezygnowali oni ze swojej działalności, stając się wkrótce zwykłymi rabusiami. Jednocześnie cały czas zachowywano „pozory działalności politycznej”, powołując się na „Armię Krajową”. 11 maja 1946 r wspomniana trójka dokonała pierwszego napadu. Obrabowano z gotówki jednego z gospodarzy we wsi Albertowsko, którego rzekomo miano podejrzewać o współpracę z UB. 13 maja 1946 r miał miejsce kolejny rabunek. Tym razem we wsi Głodno, gdzie oprócz pieniędzy, zabrano także inne cenne rzeczy, w tym biżuterię oraz dużą ilość mięsa. Pięć dni później z kasy majątku w Wąsowie, pow. Nowy Tomyśl zabrano 22 000 zł, a dzień później u jednego z mieszkańców w Jabłonnie żywność, rower i inne rzeczy. W nocy z 22 na 23 maja 1946 r dwóch nowych członków grupy M. „Orłowskiego” - Leon O. i Franciszek S., dezerter z UB, dokonało rabunku w powiecie zielonogórskim, w miejscowości Młynkowo. W czasie napadu na majątku Franciszek S. zastrzelił Leona O. 27 maja 1946 r w trakcie szamotaniny we Lwówku, na zabawie zginął zabity przez bandę z pistoletu T – T Władysław Bober. Kilka dni wcześniej nieznany osobnik w Świętnie zastrzelił rolnika, niejakiego Napieralskiego. Choć nigdy nie potwierdzono tej teorii, o zabójstwo Napieralskiego podejrzewany był sierż. Jan Skiba „Strzała”. 13 czerwca 1946 r przez dwóch członków bandy „Orłowskiego” na drodze do Kargowej obrabowany z gotówki, zegarka, skórzanej teczki i roweru został inkasent Walenty Sobczak…

Co ciekawe Instytut Pamięci Narodowej nigdy nie uznał oficjalnie działalności grupy „Orłowskiego” za „mającą na celu walkę o niepodległy byt państwa polskiego”. Zarówno „Orłowski”, jak i sierż. Jan Skiba „Strzała” zostali zrehabilitowani za działalność od marca do maja 1946 r, a więc w czasie gdy należeli do oddziału „AK – Rycerz” (grupa ta została uznana za „walczącą o niepodległy byt państwa polskiego” jeszcze w latach 90 XX w). Z kolei Marian S., który po dezercji z Urzędu Bezpieczeństwa, przyłączył się w drugiej połowie maja 1946 r do bandy M. nigdy nie został zrehabilitowany. Mimo wniesienia prośby przez rodzinę, w 2011 r Sąd Okręgowy w Zielonej Górze postanowił „wniosek oddalić, a kosztami obciążyć skarb Państwa” (IPN Po 135/30/2 – materiały w formie „PDF” u autora). Dopiero dziś, gdy „trzeba zdekomunizować ulicę Józefa Rauera w Kębłowie”, „Orłowski”, Skiba i inni towarzysze broni, stają się nagle „antykomunistycznym oddziałem podziemia”…

Pokrętny życiorys Mariana S…

Marian S. urodził się 6 maja 1925 r w Kielcach, w rodzinie robotniczej. Ukończył 5 klas szkoły powszechnej, bowiem dalszą edukację przerwał wybuch II wojny światowej. W czasie niemieckiej okupacji został wysłany na roboty przymusowe do III Rzeszy. Krótki czas odsiadywał wyrok w więzieniu w Rawiczu za rzekomy sabotaż w jednym z zakładów zbrojeniowych. Tam też zastało go wejście Armii Czerwonej. Z początku był przekonany do „nowej władzy”. Wstąpił do PPR, zaczął pracę w Miejskim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Po kilku miesiącach przeniesiono go do Poznania, a stamtąd do Wolsztyna, gdzie pełnił funkcję strażnika w lokalnym areszcie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Tu zaczęły w jego głowie rodzić się wątpliwości.

Był to bowiem czas bardzo niespokojny. W okolicy działało podziemie zbrojne, jak i zwykłe bandy rabunkowe. Część mieszkańców powiatu wolsztyńskiego sympatyzowała z opozycją. Jednym z nich był kolega Mariana S. - Tadeusz Wieczorek z Rakoniewic. Przy wspólnych wieczornych biesiadach opowiadał on młodemu ubekowi, jak to po zwycięstwie Amerykanów nad ZSRR będą „rozstrzeliwać funkcjonariuszy UB”. Marian S., niesiony zarówno strachem, jak i możliwością zarobienia dużych pieniędzy, zgodził się wtedy na uwolnienie więźniów z aresztu PUBP we Wolsztynie. W zamian miał otrzymać 14 500 zł i „bezpieczne miejsce” w szeregach podziemia lub przerzut zagranicę. Ucieczka nie powiodła się, a zagrożony aresztowaniem zbiegł do mieszkania Tadeusza Wieczorka. Tu przebrany za kobietę został przez swojego kolegę odstawiony do lasu, gdzie miał się zgłosić po niego oddział „AK – Rycerz”. Przyłączył się jednak wówczas nie do podziemnej organizacji, ale do grupy odszczepieńców „Orłowskiego”, nie mających już nic wspólnego z Czesławem Lecińskim i jego podkomendnymi. Z nią też od drugiej połowy maja 1946 r dokonywał rabunków i zabójstw. Pierwszą ofiarą był zabity w ramach porachunków wewnętrznych członek bandy. W nocy z 28 na 29 czerwca 1946 r wracał wraz z kolegami ze Świętna…

Śmierć Rauera…

Benon Chełmiński wszedł na posterunek, aby zbudzić śpiących na piętrze ORMO- wców i powiedzieć o zatrzymaniu podejrzanych, a Józef Rauer stał na podwórzu z zatrzymanymi. Jeden z nich, niezauważenie zaczął powoli zbliżać się do Rauera. Gdy był już wystarczająco blisko, chwycił za karabin ORMO- wca, a ze swej kieszeni wyjął pistolet. Co w tej ostatniej chwili pomyślał Józef Rauer? Z pewnością zadał sobie bardzo ważne pytanie „Dlaczego ich nie przeszukaliśmy?”. Ale był to zaledwie ułamek sekundy, bo mężczyzna, wpakował mu ze swojej broni kulę w pierś i wraz zresztą uciekł w pobliskie lasy. Gdy z posterunku wybiegł Chełmiński z resztą funkcjonariuszy, całej czwórki już nie było. Zostały tylko rowery i umierający Rauer, któremu już nie dało się pomóc.

Banda Miskisa dokonała jeszcze kilku napadów, po czym jej członkowie albo z niej zdezerterowali, albo rozjechali się po świecie. Wszyscy ujawnili się na mocy amnestii w 1947 r w WUBP w Poznaniu, ale że zarówno Marian S., jak i Henryk M „Orłowski”. nie podali żadnej informacji o zabójstwie Rauera, zostali ponownie zatrzymani w Oleśnicy w 1948 r, gdzie pracowali jako… funkcjonariusze UB. W trakcie rozprawy i na podstawie zeznań jednego z członków grupy udowodniono, że to Marian S. zastrzelił ORMO- wca. Został skazany na karę śmierci, ale Prezydent RP – Bolesław Bierut skorzystał z prawa łaski, zamieniając wyrok najpierw na dożywocie, a potem na 15 lat. Po wyjściu z więzienia w 1958 r wrócił do żony. Z pewnością, jak wynika z listów o ułaskawienie, wstyd było mu za swoją działalność w bandzie „Orłowskiego” (tłumaczył to strachem przed Henrykiem M.) i gdyby mógł cofnąć czas, wolałby spędzić te 10 lat z żoną i dziećmi, niż w zimnej celi. Zmarł w 1974 r. Jeszcze większe byłoby jego zdziwienie, gdyby dowiedział się, że w 2018 r zabójstwo Józefa Rauera nabierze „politycznego charakteru”…

 Arkadiusz Marek - historyk i regionalista








Chcesz otrzymywać bezpłatne wiadomości SMS z naszej miejsowości?

Wyślij SMS o treści TAK.pwl038

na numer 661 000 112

Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © by www.keblowo.pl 2004 - 2024
"Zezwala się na wykorzystywanie materiałów zamieszczonych w witrynie w innych publikatorach, pod warunkiem podania źródła ich pochodzenia"
stat4u